Poprosiłam kiedyś znajomą Dunkę o wymienienie najbardziej tradycyjnych duńskich dań. Odpowiedziała: "Dań? My nie mamy narodowych dań! My mamy New Nordic!". Cóż... Duńczycy z pewnością mają wielkie ambicje, ale New Nordic ma tyle wspólnego z tradycyjną kuchnią duńską co kotlet mielony z lodami śmietankowymi - i jedno i drugie można zjeść. Co w takim razie jedli Duńczycy zanim w Kopenhadze narodziła się Noma a moda na New Nordic, duński design i hygge zaczęły rządzić ludzkimi umysłami nie tylko na wyspach ale i na kontynencie? Otóż jednym z najbardziej typowych duńskich dań, obok kotleta mielonego i wieprzowej pieczeni z chrupiącą skórą, są... kanapki, czyli smoørrebrød.

Trzeba jednak przyznać, że smørrebrød to nie jest zupełnie zwykła kanapka. To jest Kanapka, przez duże "K".

Piątkowy wieczór, tuż przed burzą. Międzynarodowe towarzystwo przy grillu, piwie i winie. Upał i duchota, więc rozmowa płynie sennie. Nagle ktoś, zupełnie z niczego, pyta jedynego w towarzystwie Hindusa: "Jaki jest przepis na poderwanie dziewczyny w Indiach?". "Prezenty" - padła natychmiastowa odpowiedź. "Zanim dziewczyna da się gdzieś zaprosić, np. do restauracji, musisz jej dawać prezenty, kwiaty, czekoladki, niektórzy dają złoto, a jak cię stać na diament, to wszystkie twoje...".
2

Chyba każdy, kto choć trochę interesuje się jedzeniem i jedzeniopisarstwem, zna Yottama Ottolenghi'ego. Człowiek-instytucja - kucharz, jedzeniowy pisarz (książkowy i gazetowy), autor i właściciel sieci delikatesów, restaurator, gwiazda telewizji... pewnie można by jeszcze coś dodać.
1

Uwielbiam serię grubaśnych "narodowych" książek kucharskich wydawnictwa Phaidon. W sumie nie jest to seria wydawnicza w ścisłym sensie, bo książki mają różne szaty graficzne i łączy je chyba tylko rozmiar. To raczej idea wydawania niezliczonych wersji Silver spoon czy opasłych tomiszczy opisujących sekrety kuchni Grecji, Meksyku, Tajlandii, Libanu, Indii, Peru, Francji czy Hiszpanii...

Kasza... jedno z moich najwcześniejszych wspomnień związanych z jedzeniem poza domem wiąże się właśnie z kaszą. Ta opowieść powinna się zaczynać od "bardzo dawno temu (jakieś pół życia temu), za lasami, za górami (a w zasadzie za morzem)...". Był środek nocy, snułyśmy się z koleżankami nad jeziorem w czasie letniego festiwalu, głodne i zmęczone, bez nadziei na coś do jedzenia, bo w owych czasach street food czy też festiwal-food w zasadzie nie istniały.

Syria. Starożytne ruiny, kolebka chrześcijaństwa... zbrodnie Państwa Islamskiego, uchodźcy, konflikty wykraczające daleko poza granice ogarniętego wojną kraju... Nie ma dobrych wiadomości o Syrii. Jeśli w ogóle jakieś są, to złe. A ja chciałam dziś wbrew temu - o książce, o jedzeniu. O humusie, który jest równie syryjski co izraelski/ libański/ jordański czy jaki tam jeszcze chcecie. Food not bombs! Jedzenie zamiast bomb dziś w syryjskiej wersji haute cousine w pięknej czarno-złotej oprawie.

Coraz częściej mam wrażenie, że książki kucharskie skierowane do wegetarian są po prostu nudne. Niemal zawsze współczynnik powtarzalności jest potwornie wysoki, szczególnie dotyczy to polskich publikacji, choć nawet sięgnięcie po znane nazwiska zza granicy nie gwarantuje sukcesu. W kółko ten sam humus - tak, jakby osoby niejedzące mięsa były ograniczone umysłowo i trzeba im w kółko podawać przepis na tę samą mamałygę. Przepisy proste i podstawowe...

Po ostatniej książce Jamiego Olivera "Comfort food" moje oczekiwania względem kolejnej pozycji poszybowały hen poza ziemską atmosferę. Nic dziwnego, że byłam podekscytowana, kiedy dowiedziałam się planach wydania kolejnej...

Jednak już sama okładka nowej książki zatytułowanej "Everyday Super Food" trochę mnie ostudziła, bo turkusowa, błyszcząca obwoluta z wielkim zdjęciem rozdziawionego Jamiego z podkolorowanymi na niebiesko tęczówkami nie jest ani ładna ani apetyczna.
2

Kilka dni temu mój kolega z nowej pracy wyjrzał przez okno i stwierdził: "No to byłoby na tyle. Mieliśmy już lato i właśnie się skończyło". Trochę mnie zdziwił, bo od mojego przyjazdu na wyspę do tamtej pory pogoda była fantastyczna - słoneczne dni, nie za gorąco, nie za zimno. Ideał. Warszawa prażyła się w niemiłosiernym skwarze, a tu - po prostu bajkowo. "Zobaczysz" - dodał zamyślony.

No i zobaczyłam, a w zasadzie widzę co dzień jak odchodzi. Lato chyba na prawdę już się skończyło.
3

Dziś Cook After Reading obchodzi pierwsze urodziny. Dla mojego bloga to prawie jak wejście w dorosłość ;) bo samym początku założyłam, że jeśli moje pisanie przetrwa pierwszy rok, to przetrwa wszystko...

Ten rok to 45 postów, 23 recenzje książek (w czterech językach :), dwie opowieści z podróży, jeden urodzinowy ranking najbardziej ekstrawaganckich książek kucharskich z mojej półki i... stosy książek, które czekają na obfotografowanie i opisanie.
3
Subskrybuj
Subskrybuj
Wczytuję